W oparach ciężkiej muzyki, alkoholu i nie mam pojęcia czego jeszcze mierzyłem się z jednym z najstarszych aparatów jaki posiadam. Kodak Retina IIa. Aparat zaprojektowany i produkowany na początku drugiej wojny światowej, Cenny eksponat muzealny towarzyszył mi podczas niesamowitej muzycznej przygody.
Swój egzemplarz kupiłem w Sinsheim/Niemcy na pchlim targu. Zapłaciłem za niego naprawdę małe pieniądze. Z perspektywy czasu wiem że miałem ogromne szczęście, aparat był w większości sprawny, źle działał jedynie dalmierz, ale udało mi się go naprawić albo przynajmiej zmniejszyć przekłamanie.
Aparat posiada aż zbyt jasny obiektyw: f2 z wbudowaną migawką. Miechowa konstrukcja sprawia, że zachowanie ostrości na pełnej przysłonie jest absolutną loterią i trzeba się liczyć z nieostrością.
Mam też wrażenie (o ile nie jest to błąd przy wywoływaniu filmu), że zamglenie wynika z kondycji szkła, jednak w tym przypadku traktuję to jako zaletę i dodatkowy efekt specjalny.
Wyprodukowano tylko 5100 sztuk tego modelu i zakończono produkcję w 1941 - z perspektywy czasu czuję ulgę, że aparat nie ucierpiał podczas festiwalowych przygód i nadal jest w doskonałym stanie. Z perspektywy użytkownika - nosiłem go w bocznej kieszeni i bardzo obił mi nogę na wysokości kolana.